Dark Mode On / Off

Prąd przywrócili nad ranem. Przynajmniej nie musieliśmy przygotowywać się w całkowitej ciemności. Chodzi o to, żeby dostać się do ruin (to kilka kroków) jeszcze przed świtem. Najlepsze widoki są w trakcie wschodu słońca.

Tak więc ruszamy w drogę z latarkami w dłoniach. Z gąszczu dobiegają nas ryki wyjców. Małp, których porykiwania rozchodzą się kilometrami. Są niepokojące, pomimo tego, że wiemy, że budzące się zwierzęta są całkowicie niegroźne. Droga do centralnego placu miasta Tikal nie jest zbyt długa, ale my wybieramy się dalej. Do miasta wrócimy, kiedy zrobi się jasno.

W Tikal piramidy wyglądają inaczej niż te w Meksyku. Są wyższe i znacznie bardziej strome. A przynajmniej takie się wydają, kiedy patrzymy z dołu. Biorąc pod uwagę liczbę rozsianych w dżungli podejrzanych pagórków, wiele z nich nie zostało jeszcze  odkopanych. Wchodzimy na szczyt olbrzymiej piramidy obserwować słońce, wschodzące nad niekończącą się dżunglą. Widoki są warte tych wszystkich schodów, które trzeba było pokonać po ciemku, żeby dostać się na szczyt budowli.

Resztę dnia spędzamy wśród ruin. W czasach, w których w Europie zaczynało się średniowiecze, Majowie rozwijali swoją potęgę, stawiając budowle, które na naszym kontynencie nie były nawet w sferze marzeń.

Jeszcze kilkadziesiąt lat temu, większość miasta nie była wcale znana. Na porośniętych lasem wzniesieniach, o dziwnie regularnych kształtach bawiły się dzieciaki. Dopiero badania archeologiczne w dżungli wykazały, że większość wzgórz kryje w swoich wnętrzach strzeliste budowle świątyń. Prawdopodobnie do dziś nie odkryto jeszcze całości liczącego sobie dziesiątki kilometrów kwadratowych miasta.

Jutro wczesnym ranem ruszamy do Meksyku, do miasta Palenque. To kolejne miejsce, które musi odwiedzić każdy podróżnik w Meksyku. Do tej pory spójrzcie proszę na krótki filmik. Pokazuje przemiłe spotkanie, kilka lat temu z zamieszkujące lasy Tikal pizotes (ostronosy). Pamiętajcie, żeby ich nie karmić.