Dark Mode On / Off

Angkor część 2

Wspominałem już coś o pogodzie w mieszczącym się opodal Angkor, Siem Reap? Upał to mało powiedziane. Jedyne chwile ulgi od gorąca to przejazdy otwartym, przypominającym skrzyżowanie taczki i skutera, pojazdem prowadzonym ze swadą przez naszego przewodnika, Mr. Wah. Osiągany w ten sposób wietrzyk pozwala na chwilowe obeschnięcie naszych ciał. Jednak każdy postój prowadzi nieodmiennie do powrotu plam potu, zwłaszcza na plecach, pod plecakiem.

Butelkowana woda, sprzedawana poza miastem osiąga ceny przy których baryłka ropy naftowej brent, kosztuje tyle co nic. Może warto założyć w Kambodży biznes i otworzyć sklepik z butelkowaną wodą. To lepszy biznes niż sprzedaż na lotnisku Okęcie w Warszawie. Nasz przewodnik, Mr. Wah mógłby zostać dyrektorem w naszej firmie. Chłopak ma gadane i jest bardzo zmotywowany. Zadaje się, że chce się z nami zaprzyjaźnić.

Siadamy w knajpce przy butelce piwa (piwo jest tańsze od wody) i staramy się nawiązać rozmowę z naszym przewodnikiem. Tłumaczę mu, że budowle podobne do khmerskich można znaleźć w Meksyku. Mr. Wah prezentuje zadziwiające połączenie 'yes’ (wypowiedzianego z zapałem i przekonaniem), z wyrazem twarzy sygnalizującym całkowity brak zrozumienia. Nie pomaga nawet znaleziony w internecie polityczny atlas świata. Mr. Wah patrząc na kontury Meksyku wpisanego w kształt Ameryki Środkowej zadaje kluczowe pytanie:
– Russia!?

Dalszy ciąg pod karuzelą ze zdjęciami

Sporą część nocy spędzamy na szwendaniu się po mieście. Przypomina ono trochę Jastarnię w sezonie. Rdzennych mieszkańców jest bardzo mało, turystów kilkakrotnie więcej. Miasto oferuje bardzo wiele rozrywek, głównie dedykowanych przyjezdnym. Należą do nich masaż khmerski (Khmerzy pozazdrościli widać Tajom), knajpy z bardzo głośną muzyką i europejskim menu, masa sklepów z pamiątkami z Angkor (ma się rozumieć made in China).

Podobnie jak w ruinach, w mieście pamiątkami handlują głównie kilkuletnie dzieci. Miejscowi już dawno zorientowali się, że biednie wyglądającemu dzieciakowi trudno odmówić. I rzeczywiście, turyści (w tym również my) kupują całą masę nic niewartego śmiecia. Po pewnym czasie zaczynam tłumaczyć dzieciakom, że nie mam już miejsca w plecaku na więcej pamiątek. Nie znajduję zrozumienia, słyszę tylko 'buy, buy’ (kup, kup).

Opór jaki stawiam powoduje, że niektóre dzieciaki zaczynają kombinować. Podchodzi chłopiec, pewnie z 8 lat, jest przekonany, że jeżeli nie kupię jego chińskich pamiątek poniosę straszną stratę. Tym większą, że pewnie już tu nie wrócę. Tłumaczę:
– chciałbym kupić od Ciebie te pamiątki, ale mam ich już bardzo dużo, chyba z 5 sztuk tego zestawu, który sprzedajesz. Nie będę miał siły plecaka dźwigać
– Ty silny, dasz radę – odpowiada chłopak – nie gadaj, tylko kupuj. Pieniądze są mi bardzo potrzebne.
– Rozumiem mały, ale nie jestem w stanie kupić wszystkiego od wszystkich dzieciaków które kręcą się po okolicy.
– Ale ode mnie możesz kupić, potrzebuję pieniędzy, chodzę do szkoły boso i muszę kupić sobie buty.
– Wiesz co? – odpowiadam – niczego od Ciebie nie wezmę, ale jeśli odczepisz się ode mnie, to kupię Ci buty.
– Zgoda odpowiada – ciągnąc nas na pobliski bazar.
Kupuję dzieciakowi buty. Kosztują mnie może z 5 dolarów. Kwota żadna. Tyle tylko, że muszę się ratować ucieczką, kiedy po okolicy rozchodzi się wieść, że koleś z Europy, jeśli go umiejętnie zaszantażować tandetnymi pamiątkami, kupuje prezenty. Mam tylko problem z dogonieniem Agnieszki. Uginając się pod ciężarem plecaka pełnego chińskiego chłamu, nie jestem w stanie rozwinąć pełnej szybkości.

Zapraszam też na 1 część opowieści o Angkor.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *