Dark Mode On / Off

Banjarmasin, azjatycka Wenecja

Hotel

Hotel, w którym zarezerwowaliśmy noclegi w Banjarmasin jest luksusowy, a przynajmniej był taki w odległej przeszłości. Ponieważ jesteśmy tu jedynymi Europejczykami od kilku miesięcy, na recepcji wita nas sam dyrektor. Prowadzi nas do pokoju hotelowego, gdzie z przyzwyczajenia daję dyrektorowi napiwek. Małe faux pas. Nie wiem czy się ucieszył, na pewno zrobił wielkie oczy. Chyba też nie był przekonany do tego, co powinien zrobić z trzymanym w dłoni banknotem. No tak, potraktowałem dyrektora jak boya hotelowego.

Gmach hotelu sprawia wrażenie krzywego. Znasz to uczucie, trudne do zidentyfikowania, że coś jest nie tak? Towarzyszy mi cały czas od momentu wejścia do budynku. Na granicy świadomości krystalizuje się myśl, że podłoga nie jest idealnie pozioma, a ściany idealnie pionowe. Świadomość, że prawdopodobnie błędnik spłatał mi figla jest męcząca, ale do czasu odwiedzenia patio z basenem. Linia wody nie jest równoległa do linii wykafelkowanego brzegu. A zatem rzeczywiście, budynek z niewyjaśnionych powodów jest z jednej strony zapadnięty, co wywołuje nieprzyjemne wrażenie. Co dziwne, po odkryciu przyczyn, przechył przestaje mi dokuczać i na dobre przestaję się zataczać.

Miasto

Życie w Banjarmasin toczy się wokół przepływającej przez miasto rzeki. Tutaj najszybciej przemieścisz się z jednego końca miasta, na drugi, przy pomocy regularnie pływających łodzi. Ich wielkość, a zwłaszcza wysokość kabiny, jest dostosowana do niskiego wzrostu miejscowych. Jeżeli cierpisz na klaustrofobię, na wet nie patrz z bliska na łodzie.

Wzdłuż brzegów rzeki, w centrum miasta rozciągają się też slumsy. Rozpadające się drewniane chatynki. Bez łazienek (wszystko załatwia się w rzece), wyglądają, jakby mocniejszy wiatr był w stanie zwiać je do rzeki. W dół rzeki jakość zabudowy znacznie się poprawia. Niektóre z budynków, z pewną dozą dobrej woli, można by określić mianem rezydencji.

Jeżeli kiedykolwiek zawitasz do Banjarmasin, koniecznie wybierz się o świcie na rzeczny targ. Wynajmij po prostu łódź ze sternikiem, albo wykup wycieczkę z jednego z lokalnych biur podróży. Być może przewodnik nie będzie mówił po angielsku, ale poradzisz sobie bez tego. Dopilnuj tylko, żeby jedną z atrakcji były odwiedziny na wyspie z makakami. Kup dużo (niesolonych) fistaszków i nie trzymaj niczego w kieszeniach. Jeżeli nie chcesz patrzeć, jak małpa obdzwania bliższą i dalszą rodzinę, komórkę przełóż do zamykanego plecaka. Pamiętaj, że tutejsze makaki potrafią wymuszać. Jeżeli nie dasz orzeszka, zobaczysz na wprost swojej twarzy rozwartą paszczę najeżoną wielkimi zębami.

Jeśli dotarłeś tutaj, kliknij serduszko i udostępnij post na socjalach. I wróć jutro, wybieramy się do kopalni diamentów. A wszystkie zdjęcia obejrzysz tu.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *