Dark Mode On / Off

Boliwia

Boliwia to wyłącznie krótki przerywnik w naszej podróży. Dlatego nie będę się rozpisywał bardziej niż to konieczne. Obejrzyjcie zdjęcia (umieszczam je pod wpisem) i poczekajcie na następny wpis. Zapewne za dzień lub dwa dotrzemy do Puno, skąd będziemy mogli pokazać Wam pływające po jeziorze Titicaca wyspy, na których mieszkają Indianie. Oczywiście nie będzie to jedyne miejsce w Peru, które odwiedzimy.

W Boliwii, mijając stolicę, La Paz (odwiedzając oczywiście bazar czarownic, zobaczcie zdjęcie czarodziejskich ingrediencji) dotarliśmy do Copacabany. I nie jest to sławna plaża w Rio, tylko małe miasteczko nad jeziorem Titicaca. Jesteśmy już na wysokości bliskiej 4.000 metrów. Agnieszka znosi wysokość bardzo dobrze, ja dostaję zadyszki nawet w tedy, kiedy wypowiadam dłuższe zdanie. Czuję ból głowy, na który nie pomaga cała garść środków przeciwbólowych.

Nie jest jednak tak, że jestem pozbawiony remedium na bardzo uciążliwe dolegliwości. Pomagają na nie liście koki, które można rzuć, albo pić jako herbatkę, siedząc na tarasie restauracji i podziwiając widoki na Titicaca. Ból przechodzi błyskawicznie, podobnie mdłości. Jeśli jednak liczysz na inne efekty, niż lecznicze, to zawiedziesz się. Co prawda z liści koki uzyskuje się narkotyk, ale w swojej naturalnej postaci, nie dają narkotycznych efektów.

Pewnie pamiętacie, na wszelki wypadek przypomnę. Wszędzie w Ameryce Łacińskie warto się targować. W Copacabanie dostaliśmy w hotel uroczy, dwupoziomowy apartament, z widokiem na jezioro, za 1/3 ceny.