Dark Mode On / Off

Pod wulkanem

Bromo, to tak na prawdę kilka wulkanów wyrastających z krateru olbrzymiego (16 km średnicy) wulkanu Tengger. Przynajmniej jeden z nich jest wciąż aktywny. Wyrzuca w w powietrze sporo gazu zmieszanego z pyłem. Będąc tu poczujesz wyraźny zapach siarki i wciągniesz do płuc sporą ilość zawieszonego w powietrzu osadu. Drobiny wgryzają się głęboko w ubranie, moich butów już chyba nigdy nie uda mi się doczyścić. 

Dalszy ciąg pod zdjęcami.

 

Podstawowym środkiem lokomocji pod wulkanem jest koń. Tutejsze zwierzęta są bardzo małe. Nie stanowi to problemu dla niskich miejscowych, ale Europejczyk średniego wzrostu, o ile nie podniesie nóg, będzie podczas jazdy hamował stopami. Zaletą jest brak problemów z wsiadaniem na konia. Wystarczy zrobić duży wykrok i już siedzisz w siodle. W razie konieczności, czyli w drodze pod górę możesz wspomóc rumaka, odpychając się nogami. No i ewentualny upadek nie powinien być zbyt groźny.

Dzielimy się w drodze na szczyt wulkanu. Agnieszka jedzie koniem, ja przerażony groźnym wyglądem dostępnych wierzchowców wybieram spacer na piechotę. Okazuje się, że mój wybór nie jest tym właściwym. Najwyraźniej, z powodu wulkanicznych wyziewów, zawartość tlenu w powietrzu jest znacznie niższa od przeciętnych 21%. Idąc stromą drogą pod górę czuję się jak podczas wspinaczki na wysokości 4.000 m bez aklimatyzacji. Co kilka minut muszę się zatrzymywać żeby trochę odpocząć. Wylewam litry potu. Czuję się jak staruszek w stanie przedzawałowym. A Agnieszka już niecierpliwie czeka na mnie na szczycie. Oczywiście w końcu też docieram. 

Świadomość, że szczelina na dnie krateru, z której wydobywa się szary dym sięga do płaszcza ziemi tworzy atmosferę pewnej tajemniczości. Jeśli drogi czytelniku czytałeś Podróż do wnętrza Ziemi Juliosza Verne’a, wiesz co mam na myśli. A my wybierzemy się w przyszłości na Islandię.

Surabaya i Yogyakarta

Drogę do Bromo podzieliliśmy na dwa etapy. Doskonałym miejscem jako baza wypadowa jest Surabaya. Podróż samochodem trwa raptem 2 godziny. Tam też, przy odrobinie szczęścia możesz natknąć się na bardzo dobrą promocję na któryś z nielicznych resortów. Może nie ma co liczyć na piękne plaże, ale wielki basen mieszczący się w pięknym ogrodzie i luksusowe wille, a wszystko za grosze, robi wrażenie. Obsługa jest doskonała, o czym przekonaliśmy się, kiedy pojawiła się potrzeba skorzystania z pomocy lekarza. Nasz ubezpieczyciel nie stanął na wysokości zadania. Pracownik assistance, kiedy tylko usłyszał nazwę miejscowości, odpowiedział „proszę sobie znaleźć lekarza w Internecie i rozłączył się. Uważajcie, gdzie wykupujecie ubezpieczenie podróżne. Opinie, które możecie znaleźć w sieci są mało warte.

Z pomocą przyszedł nam dyrektor hotelu, wysłał nas samochodem do szpitala (pediatrycznego), gdzie problem został rozwiązany błyskawicznie. W ciągu godziny znaleźliśmy się z powrotem w hotelu. Za pomoc medyczną zapłaciliśmy niecałe 100 zł. Tylko dlatego tak drogo, bo trzeba było lekarza sprowadzić z domu. Hotel nie wziął od nas ani grosza.

Pierwszym etapem podróży była Yogyakarta, być może niezbyt urodziwe miasto (chociaż na wskroś indonezyjskie), ale okoliczne ruiny świątyń, w tym Borobudur to coś co będąc w Indonezji musisz zobaczyć. Jeśli, drogi czytelniku, byłeś kiedykolwiek w Angkor w Kambodży (wciąż jeszcze przed nami), bez wątpienia znajdziesz wiele podobieństw.

Jeśli Ci się podobało, kliknij serduszko i udostępnij wpis. Przypominam, że wszystkie nasze zdjęcia znajdziesz tutaj