Marek wczoraj nawalił, nie wywiązał się z obietnicy i nic nie napisał. Dzisiaj postaram się to naprawić. Na początek kilka słów o Chiapas. Jest to, obok Oaxaca, najbiedniejszy stan w Meksyku. To tutaj, wiele lat temu, mężczyzna w masce, Subcomandante Marcos, rozpoczął swój bunt. Ale o tym, jak wygląda tu życie, opowiem Wam za chwilę. W Palenque zatrzymaliśmy się tylko na jeden dzień. Pogoda, a raczej panująca tu bardzo wysoka temperatura i zaduch, zapędziły nas wieczorem na kolejny szlak. Przedtem zwiedziliśmy ruiny Palenque, miasto położone w dżungli (te cykady), a resztę dnia przy wodospadach Agua Azul Cascadas. Jest to cudownie piękne miejsce. Chłód od wody sprawia, że trudno zmusić się do powrotu do miasta. Jest to również bardzo niebezpieczny wodospad. Nie ma roku, żeby jakiś śmiałek nie próbował zaimponować swojej dziewczynie, ryzykując bolesną śmierć na skalistym dnie wodospadu..
Nie wiedząc dokąd się dalej udać, wybraliśmy najbliższe miasto (kilka godzin jazdy autobusem), San Cristobal de las Casas. Wyjazd bardzo późnym wieczorem i przyjazd o 6 rano. 7 godzin snu na rozkładanym siedzeniu w bardzo luksusowym autobusie. Ale kiedy przyjeżdżamy do miasta, jesteśmy w szoku. To jest jedno z najpiękniejszych miejsc w całym Meksyku. Czlowiek zakochuje się od pierwszego wejrzenia. San Cristobal to także świetna baza wypadowa do lokalnych indiańskich miasteczek. Trzeba tylko pamiętać, że im bliżej miasta, tym wioski są bardziej zorientowane na turystów.
To, co przykuwa uwagę, to mnóstwo dzieci, którym rodzice zmuszają się do pracy jako sprzedawcy tanich pamiątek. Dzieci ubrane w tradycyjne kolorowe stroje. Jedne smutne, inne uśmiechnięte. Kiedy Cię zaczepiają, nie sposób nie kupić jakiejś drobnej rzeczy. Oczywiście targujesz się do upadłego. Tutejsza bieda oznacza, że absolutnie nic nie może się zmarnować. Nawet używana opona samochodowa świetnie sprawdzi się jako podeszwa do obuwia roboczego.
W każdym z miasteczek zobaczysz dwa katolickie kościoły. Jeden z nich prowadzony jest zgodnie z meksykańską tradycją. Miejscowi nazywają taką świątynię «nielegalną». Gdy wejdziesz do środka, niezależnie od pory dnia, zobaczysz tłum ludzi. Kościół jest pusty tylko w środy, bo to nie jest dobry dzień na modlitwę. Niektórzy przechadzają się po wnętrzu kościoła, inni siedzą na kamiennej posadzce. Cześć z nich modli się, inni poddają się zabiegom medycznym wykonywanym przez ludowych szamanów.
Drugim kościołem, jest ten legalny, uznawany przez Watykan. Z reguły jest pusty. Na drzwiach wisi zakaz wnoszenia kurczaków oraz świec innych niż białe. Dlaczego? Kurczaki są tu używane w magicznych ceremoniach, co jest oczywiście niezgodne z oficjalnym stanowiskiem Kościoła. Jeszcze jedna rzecz odróżnia oficjalny katolicyzm od lokalnego. Figury świętych w tym drugim mają zwisające z szyi lusterka.
Warto powiedzieć kilka słów o systemie politycznym obowiązującym w tutejszych społecznościach indiańskich. Każda z nich ma tzw. lidera, czyli swojego przywódcę. Funkcję tę może obrać każdy, kto się zgłosi, decyduje kolejność zgłoszeń. Kadencja trwa rok, więc jeśli zgłosi się 16 kandydatów, ostatni z listy musi czekać 15 lat.
Funkcja lidera jest nieodpłatna – nie otrzymuje on żadnego wynagrodzenia. Co gorsza, musi zapewnić funkcjonowanie pewnych instytucji i rytuałów, płacąc z własnej kieszeni. Tak więc przed objęciem stanowiska kandydaci muszą oszczędzać przez kilka lat, aby móc sobie pozwolić na pełnienie zaszczytnej funkcji. Jedyną korzyścią jest prestiż i możliwość zapisania się na kartach historii.
Dzień zakończyliśmy spacerem po San Cristobal. Miasto, jest uwielbiane przez podróżników. Ze względu na swoje położenie, wygląd, ale przede wszystkim ze względu na wspaniały klimat. Jutro wyjeżdżamy do Oaxaca. Spodziewajcie się postu za dwa dni. Do zobaczenia.