Nazwa Nowe Delhi może zmylić. Pomysłodawca dodania do nazwy słowa 'Nowe’ wykazał się ułańską fantazją. Prawda uderza już w pierwszym kontakcie, czyli po wyjściu z lotniska, gdzie w sposób typowy dla Ameryki Łacińskiej turystę atakują tłumy taksówkarzy. Nie dość, że zawiozą do centrum miasta, to na dodatek zaoferują wszelkie inne usługi. Na początek wskażą właściwy hotel. Ba, wszelkie decyzje podejmą w imieniu turysty. Protestów nie przyjmie, negując znajomość języka angielskiego.
Wybrany przez nas taksówkarz, po ustaleniu ceny i miejsca docelowego czeka tylko aż znajdziemy się w samochodzie. Wyjeżdża z lotniska i zamiast kierować się do hotelu, w którym zarezerwowaliśmy hotel, jedzie w przeciwnym kierunku. Google maps nie kłamie. Porwanie? Ha, niewyjaśniona zagadka, bo o ile płynnie wytłumaczył nam, że musimy wybrać hotel należący do jego rodziny, tak teraz nie rozumie już ani słowa. Nie żąda okupu, więc może nie jest tak źle.
Na szczęście prawie na każdym skrzyżowaniu stoi policjant. Kiedy stoimy na jednym z nich, na czerwonym świetle, pomaga nam przemówić do rozsądku kierowcy. Zwracamy. W lusterku widzę wściekłe spojrzenie. Odpowiadam tryumfalnym uśmiechem. Przykro mi stary, ale podróżując po świecie poznaliśmy już wiele tego typu sztuczek. Może orżnąłeś nas na cenie przejazdu, ale to my decydujemy dokąd jedziemy.
Pierwsze co rzuca się w oczy w Delhi, to olbrzymia wilgotność powierza. Po zewnętrznej stronie przedniej szyby skrapla się para wodna. Chyba nie warto wspominać o wysokiej temperaturze i nieprzyjemnym zapachu. Taki urok tropików. To o czym warto wspomnieć, to olbrzymia liczba bezdomnych. Teraz, późnym wieczorem śpią na chodnikach, poboczach, a nawet pomiędzy pasami przemierzanej przez nas autostrady. Podział społeczeństwa na kasty oznacza, że obok ludzi wyjątkowo majętnych toczy się drugie życie. Biedy i poczucia beznadziei. Wszak awans do wyższej kasty nie jest tu w żaden sposób możliwy.
Centrum miasta prezentuje znacznie lepszy widok, jednak na próżno szukać tu obiecanej nowości. Trzeba jednak przyznać, że stara, kolonialna zabudowa jest wyjątkowo urokliwa. A fakt, że dotarliśmy do właściwego hotelu rekompensuje nam wszelkie nieprzyjemne widoki, których byliśmy świadkami przemieszczając się z lotniska. Teraz spać, o ile jet-lag na to pozwoli.