Marco kończy dziś 96 lat. Kiedy spojrzysz na jego twarz pod odpowiednim kątem, przypomina hebanową rzeźbę, która w sposób niezwykły oddaje rysy twarzy modela. Pamięta czasy rządów dyktatora Fulgencio Batisty. Nie chce o tym rozmawiać, bo już samo podejmowanie tematu jest tu ryzykowne. A rozmowa z zagranicznymi turystami może narobić kłopotów. Marco mówi dobrze po angielsku, ale narzeka, że przyjezdni rzadko zapuszczają się w te rejony miasta.
Siadamy przy stole w lokalnej knajpie. Nie ma nazwy, bo i po co. Mieszkańcy wiedzą, że tu jest, a nikt inny tu nie przyjdzie. Oczywiście za wyjątkiem nas. Świętować urodzimy naszego nowego przyjaciela. Pierwsze piwo stawia Marco, a ja piję, żeby nie sprawić mu przykrości. Jest niesmaczne, wydaje się jakby było nieświeże i sfermentowane. Nie wypada odmówić poczęstunku, a potem nie wypada nie wypić następnego. Wraz z każdą szklanką wydaje się smaczniejsze. Czy też raczej mniej niesmaczne. Ale zostawmy to, uroczystość miała charakter prywatny.
Zaraz po przyjeździe do Hawany odnosimy wrażenie, że miasto jest szare. I takie jest poza Centro Historico, nie licząc oczywiście jaskrawych kolorów zabytkowych samochodów. Upadek reżimu Batisty i przejęcie władzy przez Castro doprowadziły do utraty możliwości handlu ze światem, poza komunistycznym wschodem Europy. To dlatego na ulicach dominują ponad 60 letnie amerykańskie krążowniki oraz produkowane w Polsce i Związku Radzieckim maluchy, fiaty i Łady. Oczywiście, jeżeli ruszysz na spacer do Centro Historico, zobaczysz piękną kolonialną zabudowę. Tu miasto wydaje się żyć szczęściem i dobrobytem. Do czasu, kiedy wejdziesz do lokalnego sklepu. Tu także panuje bieda, tylko przykryta kolorową farbą dla turystów.
Specjalnie dla Was trochę zdjęć. A jeżeli Wam się podobało, to klikajcie serduszko i udostępniajcie wpis.