Trudno jest zaplanować wszystko co do dnia, jeśli podróżujesz na własną rękę. Ryzykujesz, że nie zdążysz, albo pojawia się konieczność nałożenia szaleńczego tempa. Dlatego właśnie bilet na pociąg do Machu Picchu kupiliśmy dzień przed planowanym wyjazdem. Oczywiście, tańszych biletów już nie było i musieliśmy pojechać pierwszą klasą. Trudno, będzie na bogato, zaoszczędzimy gdzie indziej.
Wyjeżdżamy wczesnym rankiem. To konieczne, jeżeli nie planujesz zostać na górze na noc. Przebycie 110 km trwa ponad 3 godziny. Prawie jak w PKP? W tym wypadku jednak wolne tempo jest uzasadnione. Przez większość drogi wspinamy się pod górę. Pociąg przez pewien czas porusza się ruchem wahadłowym. Podróży nie można jednak uznać za nudną. Widoki, począwszy na majestacie ośnieżonych szczytów Andów, po codzienne życie mieszkańców. To wszystko jest warte tych kilku godzin na szczycie Machu Picchu.
Jeśli myślisz, że podróż pociągiem to już wszystko, to głęboko się mylisz. Kolej dowozi do miasteczka Aguas Calientes (Gorące Wody). Dalej radź sobie sam. Do ruin są jeszcze 2 km. To może przejdziemy się pieszo? Taki spacerek o poranku. Ha, powodzenia. Pieszo to 2 godziny drogą (ciasne serpentyny), albo godzina wspinaczki ścieżką. Wybór jest prosty, a to oznacza wyścig po bilety do autobusu, a potem jeszcze przepychanie się przez tłum do autobusu. Odjeżdżają wyłącznie w godzinach przyjazdu pociągu.
Jesteśmy na szczycie góry. Tu jest po prostu pięknie. Widok ruin to jedno, widok na otaczające szczyty i doliny jest wart tyle samo, a może więcej niż zwiedzanie prekolumbijskiego miasta. Jak oni to zbudowali w tak niedostępnym terenie? To pytanie, na które jak dotąd nikt nie znalazł odpowiedzi. Skąd Inkowie wzięli materiał na kamienne budowle. Założę się, że już tu był, a budowniczy wykorzystali po prostu kamień, który był dostępny przed wybudowaniem miasta. I co? Wygrałem zakład?
A pytanie dlaczego właśnie tutaj? To miejsce zapewnia bezpieczeństwo przed ewentualnymi atakami. A dla ludzi przyzwyczajonych do życia na wysokości 4000 m n.pm. funkcjonowanie półtora kilometra niżej nie nastręcza żadnych problemów.
Czy nadal, podobnie jak na jeziorze Titicaca mam zadyszkę? Mam. Czy skakałem po stromych zboczach zboczach jak kozica? Skakałem. Może nawet jak silny i wysportowany kozioł. I na koniec powiem Wam. W życiu można wydawać pieniądze na różne rzeczy. Jednak żadna inwestycja nie przyniesie takiego zwrotu, jak podróże, bez kompasu, na własną rękę.