Dark Mode On / Off

Noc na lotnisku

W Mexico City, jednym z największych miast świata, lądujemy późnym wieczorem. Pierwsze co nas uderza to brak powietrza do oddychania. O dziwo, nie jestem w stanie wypowiedzieć dłuższego zdania bez zadyszki. Lotnisko jest ogromne, po przejściu części drogi do odprawy paszportowej musimy na chwilę przysiąść na kamiennej podłodze. Jeśli wydaje Ci się, że winne jest zanieczyszczenie powietrza w tym największym mieście na świecie? Zapewne tak, ale równie duży wpływ ma wysokość na jakiej jest położone. Otóż jesteśmy niewiele niżej niż szczyt Rysów. Powietrze jest tu rozrzedzone. Czasami, żeby dojść do siebie potrzebna jest aklimatyzacja.

Spoglądam na zegarek, do następnego lotu, do Meridy na Jukatanie mamy bardzo mało czasu. Niewiele ponad godzinę. Kiedy widzimy kolejkę do odprawy paszportowe, pojawia się lekki niepokój, że nie zdążymy. Po blisko 30 minutach stania w tłumie jesteśmy już niemal pewni, że nie zdążymy.

Kiedy godziny czekania na lot dłużą się niemiłosiernie

Stojąca w kolejce przed nami pewna Polka, opowiada nam historię swojego syna. Otóż kilka dni temu został aresztowany za posiadanie narkotyków. Podobno został wrobiony (a jakże, każdy przestępca jest niewinny). Zaproponowano mu, że może wyjść za drobną opłatą. Tysiąca dolarów. Matka przyjechała do Meksyku z pieniędzmi. O cholera, co my tu robimy myślę. A jak podobna przygoda spotka też nas?

Odprawa paszportowa nie jest łatwa. Oficer imigracyjny kręci głową, zanim zdążymy pokazać mu paszporty. Mamy nowe dokumenty, nie możemy udowodnić, że przylatujemy to kilka razy w roku. Tłumaczę, nosotros no somos gringos, somos Polacccos. Prosi o pokazanie rezerwacji w hotelu, lub biletu powrotnego. Zaczyna się nerwowe szukanie. Uff, bilety powrotne mamy w telefonach. Pieczątka do paszportów i jesteśmy w Meksyku. W porównaniu do granicy drogowej z Gwatemalą, odprawa paszportowa w Meksyku to czysta przyjemność.

Wieczorna odprawa. Lotnisko jest bardzo dobrze pilnowane.

Teraz szalony bieg po bagaże, potem jeszcze szybciej do odprawy bagażowej na lot krajowy i jesteśmy pod gate’m … 5 minut za późno. Ale ale, według wyświetlacza mamy jeszcze godzinę. Jak to możliwe, śmiejemy się radośnie, bo jednak się udało. Nasze telefony błędnie zsynchronizowały czas (jak to się stało?), w rzeczywistości jest o godzinę wcześniej. Najważniejsze, że wszystko idzie zgodnie z planem.

Nic z tego, overbooking…Zostaliśmy wybrani jako pechowcy. Nie wsiadamy do samolotu. I znów w sukurs przychodzi znajomość języka hiszpańskiego. Nosotros somos turistas de Polonia. A, to wsiadajcie. Czy to miała być drobna złośliwość wobec ludzi wyglądających jak turyści ze Stanów? To nie ważne, i tak się nie dowiemy. Lecimy do Meridy. To jest najważniejsze. A, że z przygodami? Teraz moglibyśmy się z tego pośmiać, gdyby nie to, że po wejściu do samolotu błyskawicznie zasypiamy.