Ranek budzi nas widokiem wentylatora na suficie, stylowych krat (z kutego żelaza) w oknach i podłogi pokrytej kaflami (zupełnie jak w łazience). Na ścianach czeka na nas kilka gekonów. A może nie na nas, ale na komary. Gekony doskonale wykonują swoją robotę, widać ich pełne brzuszki. Pokój jest duży i stylowy. Wygląda dokładnie tak, jak można by sobie wyobrazić typowy meksykański hotel. Kiedy kładliśmy się spać, ktoś zapomniał o włączeniu wentylatora (tu nie ma klimatyzacji, w końcu miało być tanio) i jest dość duszno. Fajnie będzie wyskoczyć na miasto.
Nasz samolot spóźnił się 2 godziny. Zorientowaliśmy się dopiero na miejscu, bo całą podróż, łącznie z oczekiwaniem na start przespaliśmy. Podróż z Polski jest bardzo męcząca. 2 godziny lotu do Amsterdamu, kolejne 2 czekania na lotnisku i 11 godzin lotu do Mexico City. W klasie ekonomicznej na długich lotach nie ma zbyt dużo miejsca na nogi. Nawet jeśli prześpisz cały lot, wychodzisz z samolotu zmęczony i obolały.
Miasto jest piękne. Piękne w stylu kolonialnego miasteczka Ameryki Środkowej. Niska zabudowa, domy z odrapanymi z farby fasadami. Przechodząc przez ulicę trzeba pamiętać, że tu pierwszeństwo należy do samochodów. Nauka zasad ruchu drogowego jest szybka i niebezpieczna. Jeżeli nic nie przejedzie Cię w ciągu pierwszych 5 minut na ulicach miasta, bardzo szybko dostosujesz do nowych zasad.
Centralnym punktem większości meksykańskich miast jest zocalo. Czyli główny rynek. W Meridzie dzieli miasto na część na część bardziej przyjazną turyście i tę, w której toczy się prawdziwe meksykańskie życie. Tam na ulicach nie sprzedaje się tanich pamiątek sprowadzanych z Chin, ale przedmioty życia codziennego. Jeżeli nie boisz się zapuścić w miasto, ruszaj przed siebie. Momentalnie zakochasz się w tym mieście.
Dziś nie mamy żadnych specjalnych planów. Musimy odebrać samochód (koniecznie z klimatyzacją). Wypożyczalnia Alamo, wbrew pozorom, to globalna marka. A jutro wyprawa na zachód od miasta (niejedyna taka wyprawa w Meksyku). A teraz już tylko włóczęga przerywana kilkukrotnym smarowaniem filtrem przeciw promieniom UV, wizytami w sklepach i lokalnych barach.