Kiedy bierzesz samochód z wypożyczalni, często jest to auto w podstawowej wersji, ze słabym silnikiem. A moc jest w Meksyku bardzo ważna. Szczególnie w górach, na stromych serpentynach. Zwłaszcza, jeżeli wleczesz się za ciężarówką. Szczególnie, że w centrum kraju drogi nie nie są tak świetne jak na Jukatanie.
Wypożyczamy Volkswagena. Świetny samochód na meksykańskie równiny. Silnik nie ma zbyt wiele mechanicznych koni, za to pali benzynę jak smok. Całe szczęście, że paliwo jest tutaj tanie. Droga do El Tajin prowadzi przez góry, bardzo krętymi drogami. Kilka godzin, pod warunkiem brawurowego wyprzedzania ciężarówek, które pod górę wloką się z prędkością 20 km/h. Za każdym razem, na wyprzedzanie jest bardzo mało miejsca. Trzeba zdążyć przed zakrętem.
Włączam migacz, naciskam gaz do dechy i…. ciężarówka jadąca przed nami zbliża się, ale jakoś tak podejrzanie wolno. Agnieszka wyłącza klimatyzację, żeby zaoszczędzić tych kilka brakujących koni. Zrównuję się z ciężarówką (dlaczego ona jest tak długa?). Przed nami zakręt. Podłoga pod pedałem gazu wybrzusza się pod naciskiem mojej stopy. Już mam poprosić Agnieszkę, żeby wysiadła i nas popchnęła, kiedy w końcu samochód wyrywa do przodu. Jest! Udało się, kolejna ciężarówka pozostaje za nami. Włączamy z powrotem klimatyzację. Powietrze w samochodzie nie zdążyło się zagrzać, ale mimo to czuję na karku strużki potu. Przed nami tir. Jest długi, tym razem potrzebuję więcej prostej drogi, wyprzedzanie potrwa….
Przyznam, droga przez góry była brawurowa. Przyznaję, kusiłem los. Teraz, kiedy zjeżdżamy w dół, samochód odżył i znowu rozpędza się jak mała wyścigówka. Do celu pozostało bardzo niewiele, ale późna pora i zmęczenie sprawia, że postanawiamy zatrzymać się na noc. Przed nami motel żywcem wyjęty z Psychozy Hitchcoka. Bezludzie. W pobliżu nie widać żadnych świateł, domów, ani jakichkolwiek śladów aktywności człowieka. Nawet samochodów przejeżdża jakby mniej. Ale nie będziemy dalej szukać. Zwłaszcza, że bez problemu dostajemy wolny pokój. Jesteśmy jedynymi gośćmi.
Pokój jest mały, nawet przyjemny, wyposażony w krzesło, które ustawiamy pod klamką. Tak na wszelki wypadek. Okna są małe, więc nie trzeba ich zabezpieczać. Nikt się nie przeciśnie, a już na pewno nie bez narobienia hałasu. Śpimy bardzo czujnie. Niepotrzebnie. Nikt nas nie zamordował. Idę pod prysznic, przepłukać ciało po nocy, kiedy słyszę wrzask Agnieszki. Czyli jednak…! Biegnę do pokoju. Agnieszka stoi na łóżku, w pokoju nie ma nikogo obcego. Obcego człowieka. Intruz jest mały, kosmaty, schował się pod nocnym stolikiem. W nocy, towarzystwa dotrzymywała nam dorodna tarantula. Zabezpieczenie drzwi nie zdało się na nic.